Projekt dotyczący fotoradarów "ma cel fiskalny" - łatanie dziury w budżecie - uznali zgodnie goście "Faktów po Faktach", Marek Borowski i Paweł Piskorski. - Fotoradary są pewnym udręczeniem na zapas, sprzecznym z wizerunkiem i obietnicami PO, dlatego tak szokującym - wyjaśnił przewodniczący Stronnictwa Demokratycznego.
- Jeśli najpierw pojawia się zapis budżetowy znacząco, drastycznie powiększający dochód z jakiegoś tytułu - a nie jest to poparte już projektem, bo ten projekt pojawił się wiele miesięcy po budżecie - to wiadomo, że ma to cel fiskalny - uważa Piskorski.
Zwrócił też uwagę, że jeśli dochód jest związany z systemem drogowym, to nie powinien on pokrywać jednej z wielu dziur w budżecie, ale powinien być przeznaczony na zwiększenie bezpieczeństwa na drogach. - Te 1,5 mld zł (przewidywany dochód z fotoradarów - red.) ma zginąć w ogólnym worku, a przecież co chwilę widzimy, że gdzieś jest dziura do załatana - stwierdził szef SD, dodając, że suma ta może np. trafić jako miliardowe dofinasowanie do LOT-u.
"Masa bzdurnych przepisów"
Piskorski zauważył też, że zamiast zwiększac liczbę fotoradarów, należałoby raczej przeanalizować "masę bzdurnych przepisów drogowych".
- Jeśli by rzeczywiście było respektowane ograniczenie 50 km/h, to Warszawa by jeszcze bardziej stała - zauważył były prezydent stolicy. - Jeśli respektowany byłby ten przepis, to by całe miasto stało w jednym gigantycznym korku - dodał.
Jego zdaniem, łamanie przepisów powoduje ogólne przekonanie, że władza nie rozstrzyga rzeczy racjonalnie, w celu likwidacji problemu, tylko na zapas. Jak dodał, fotoradary są również "udręczeniem na zapas".
Z jego opinią zgodził się Marek Borowski, który podkreślił, że ustalanie takich przepisów sprawia, że pojawiają się "postawy ich świadomego nieprzestrzegania".
Zabrakło opinii i dyskusji
Borowski zauważył, że zwiększenie liczby fotoradarów "to jest refoma na wąską skalę, ale istotna". Senator zwrócił uwagę na tryb jej powstawania, podkreślając, iż minister transportu ograniczył się zaledwie do przekazania informacji na ten temat.
Dla porównania Borowski przytoczył przykład, jak tego typu przepisy wprowadzane są w Wielkiej Brytanii. - Tam najpierw zbiera się opinie i propozycje, dopiero później pojawia się ustawa i idzie do parlamentu - mówił.
Podkreślił też, że projektu tego nie poprzedzono stosownymi analizami, np. nie wiadomo ile konkretnie wypadków było spwodowanych przez nadmierną prędkość, a ile np. przez pijanych kierowców czy pojazdy wyjeżdżające z podporządkowanych dróg. - Fotoradary nie złapią pijanych kierowców - dodał, podważając tym samym skuteczność planowanego zwiększenia liczby fotoradarów.
Autor: MON/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24